Po rekolekcjach
14-12-2025
Dziś, tj. 14 grudnia zakończyły się rekolekcje adwentowe. Rozpoczęły się w czwartek wieczorem. Każdy, kto chciał mógł w nich uczestniczyć. Rekolekcjonista poświęcił ostatnią naukę RADOŚCI. Warto do niej wracać.A może komuś pomoże w odzyskaniu radości? Poniżej zamieszczone pełna treść tego rozważanie:
Gdzie bije źródło prawdziwej radości?
Dziś ostatni dzień rekolekcji przedostatnia niedziela Adwentu – nieco inna od pozostałych, co widać w kolorze zapalonej nowej świecy w wieńcu adwentowym i w kolorze szat, jakie ubrali kapłani. Wszystko po to, żeby nawet wizualnie pokazać, że świt coraz bliżej, czyli przyjście Pana tuż, tuż… Co robić? Radujcie się! – woła słowo Boże. I tu mała niespodzianka, jakby coś zazgrzytało: czy sceneria więzienia, osamotnionego Jana Chrzciciela to dobre tło, muzyczny podkład, by śpiewać z radości? Czy więzienie rodzi piewców szczęścia? Zazwyczaj nie.
1. Smutna panna Havisham
Jedną z bohaterek książki „Wielkie nadzieje” Karola Dickensa jest tragiczna postać panny Havisham. Jako młoda, bardzo bogata dziewczyna, poznała wspaniałego kandydata na męża. Kiedy była już gotowa do ślubu, założyla biała suknię i włożyła jeden satynowy pantofel. Zegar pokazywał za dwadzieścia dziewiątą. I właśnie wtedy otrzymała list, w którym kandydat na męża donosił, że rezygnuje z małżeństwa. Okazał się zwykłym oszustem.
W tym momencie panna Havisham zamknęła się w więzieniu własnego bólu. Pierwsze, co zrobiła, to zatrzymała wszystkie zegary w swoim domu. Usiadła w fotelu, w jednym pantoflu i tak spędziła całe swoje życie. Sukni nigdy nie zdjęła, a na stole w jej mieszkaniu stał przez całe życie zgniły, coraz bardziej zatęchły tort. Panna Havisham nigdy nie wyszła z więzienia swojego bólu i smutku.
2. Jan Chrzciciel w więzieniu
Dziś widzimy w więzieniu Jana Chrzciciela. Zawsze był wierny Bogu, jest jeszcze młody, przekroczył zaledwie trzydziestkę. Mógłby pożyć… Życie Jana zaczęło się tańcem radości podczas pierwszego spotkania z maleńkim Jezusem. Ten taniec wykonał jeszcze w łonie swojej starszawej matki. Czy zakończy się smutkiem więzienia, rozczarowaniem i pretensjami do Boga? Nie. On sam powiedział nad brzegami Jordanu: „Przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał…”.
Posyła dwóch swoich uczniów, by rozwiać wątpliwości – może bardziej ich niż własne. Kto wie?... A Jezus każe zanieść Janowi do więzienia głos Oblubieńca: powtarza dokładnie proroctwo Izajasza z dzisiejszego pierwszego czytania. Gdy przyjdzie Mesjasz ślepi wzrok odzywają, otworzą się uszy głuchych, skóra trędowatych stanie się jak ciało niemowląt, a chromi wyskoczą w górę niczym jelenie. Jan znowu usłyszał głos Oblubieńca i można się domyślać, że zalała go nowa fala radości. Gdy kat wszedł do więzienia, on już był gotowy.
3. Smutek jest największą chorobą
Dziewiętnaście wieków później, w jeszcze młodszym wieku (miał zaledwie 25 lat) umierał ogłoszony niedawno świętym Pier Giorgio Frasatti. Przystojny chłopak, kochający wspinaczki górskie i fajkę, miłośnik życia otoczony wieloma przyjaciółmi. Umiera… Po ludzku to tragedia. Tymczasem w liście do siostry pisał:
„Kochana Luciano! Pytasz czy jestem radosny? A jakże mógłbym nim nie być, póki wiara daje mi siły? Zawsze radosny. Smutek powinien być wymazany z dusz katolików. Cierpienie nie jest smutkiem, który to jest najgorszą ze wszystkich chorób. Ta choroba wynika zawsze z niewiary. Cel jednak, dla którego jesteśmy stworzeni, sam wskazuje nam drogę usłaną wprawdzie cierniami, lecz nie smutną bynajmniej. Ta droga jest radosna, nawet w cierpieniu”.
4. Źródło prawdziwej radości
Źródło prawdziwej radości ma na imię: Emmanuel! Bóg z nami. Jezus Chrystus z Nazaretu. Mój Pan i Zbawiciel. Przyjaciel i oblubieniec.
Kto Go znalazł, znalazł wszystko. Kto Go nie ma, choćby miał wszystko, co jest na świecie – tak naprawdę nie ma nic.
W 2016 roku w Polsce odbywały się Światowe Dni Młodzieży, W naszej parafii w Pawlikowicach niedaleko Krakowa zatrzymały się grupy młodych ludzi mówiących po angielsku, m.in. z Filipin, Kanady i Stanów Zjednoczonych, więc katechezy przez trzy dni głosili im ich pasterze, m.in. obecny arcybiskup Nowego Jorku kard. Timothy Dolan. Opowiadał historię ze swego wczesnego kapłaństwa, gdy był kapelanem w ośrodku dla umierających na AIDS, w którym służyły siostry ze Zgromadzenia Matki Teresy z Kalkuty:
Celebrowałem liturgię Wielkiego Piątku i na koniec podchodziłem do wszystkich z krzyżem, dając go do ucałowania – siostrom, personelowi i chorym. Wszedłem na drugie piętro, gdzie znajdowali się pacjenci na łóżkach. Zauważyłem w kącie bardzo wyniszczonego mężczyznę, który dawał mi znaki ręką, by podejść do niego. Zrobiłem dwa kroki, ale siostry mnie zatrzymały, wyjaśniając, że ten mężczyzna jest bardzo niebezpieczny – nienawidzi wszystkich, dużo przeklina i już nie jeden raz chciał je pobić. Przestraszyłem się… rozumiecie: być podrapanym czy pobitym przez kogoś chorego na AIDS. Ale co miałem zrobić? Podszedłem ostrożnie, podałem mu krzyż i dokładnie pamiętam: całował nie tylko stopy Jezusa, ale także Jego twarz. Następnego dnia siostry zadzwoniły, że ten chory znowu chce się ze mną widzieć. Poszedłem i kiedy znalazłem się blisko, wyszeptał: Chcę, byś mnie ochrzcił. Byłem zdumiony i spytałem, dlaczego chce wstąpić do Kościoła. Nic nie wiem na temat chrześcijaństwa ani Kościoła katolickiego – powiedział resztką sił, która mu pozostała. – To prawda, nienawidziłem religii przez całe moje życie. Jedyne, co się dowiedziałem to przez te trzy miesiące jak tu umieram. Te siostry są zawsze szczęśliwe! Kiedy je przeklinam, patrzą nam mnie ze współczuciem w oczach. Nawet kiedy sprzątają moje wymiociny, obmywają rany i zmieniają prześcieradło – uśmiechają się. Kiedy mnie karmią, widzę że ich oczy promieniują. Wszystko, co wiem to to, że mają one radość, której ja nie mam. Kiedy zdesperowany pytam je, dlaczego są tak szczęśliwe, zawsze mają jedną odpowiedź: „Jezus”. Chcę tego Jezusa. Ochrzcij mnie i daj tego Jezusa! Daj mi radość!
Kardynał zakończył: Jako ksiądz nigdy nie czułem większej satysfakcji niż wtedy, kiedy go chrzciłem, bierzmowałem i udzielałem pierwszej Komunii świętej. Zmarł o 3.15 w wielkanocny poranek.
5. Niezadana pokuta
Wczoraj wieczorem pomyślałem, że gdybym dziś siedział w konfesjonale, to zadawałbym za pokutę przeczytanie kilku stronic ze wspaniałej adhortacji papieża Franciszka „Evangelii gaudium”. A ponieważ nie mogę tego uczynić, pozwólcie, że przytoczę kilka pierwszych zdań: Prawdziwa radość napełnia serce oraz całe życie tych, którzy spotykają się z Jezusem. Ci, którzy pozwalają, żeby ich zbawił, zostają wyzwoleni od grzechu, od smutku, od wewnętrznej pustki, od izolacji. Z Jezusem Chrystusem rodzi się zawsze i odradza radość. I nieco dalej: Zapraszam każdego chrześcijanina, niezależnie od miejsca i sytuacji, w jakiej się znajduje, by odnowił dzisiaj swoje osobiste spotkanie z Jezusem Chrystusem, albo przynajmniej podjął decyzję gotowości spotkania się z Nim, szukania Go nieustannie każdego dnia.
Radość to najbardziej nieomylny znak obecności Boga w naszej duszy. A smutek to choroba, która wynika zawsze z niewiary, jak pisał Piotr do swojej siostry.
Kończę parafrazują nieco słowa jednej z bardziej znanych pieśni adwentowych. To wołanie, które wyrywa się z serca pogrążonego w ciemności więzienia: „Przyjdź, o przyjdź Emanuelu! Wyzwól mnie! Wołam do Ciebie z samotności wygnania”. I słychać odpowiedź Maryi i aniołów: „Raduj się! Gaude! Oto On sam już przychodzi, aby cię uratować”.
Jeśli jest On, jest wszystko. Jeśli Jego nie ma, to choćby wszystko było, okazuje się, że tak naprawdę nie ma nic.
ks. Krzysztof Poświata CSMA

