Tamtego pamiętnego dnia, kiedy przybyłem do Paragwaju, utrwalił się we mnie klimat miasteczka Ñemby. A lato przywitało mnie wtedy czystym, bezchmurnym niebem, typowym dla tej części półkuli ziemskiej i przytłaczającym upałem, dającym się we znaki.
Kościół, szkoła, posterunek i plac
Te cztery zasadnicze części składowe każdej miejscowości paragwajskiej, również determinują kształt i funkcjonowanie centrum miasta Ñemby. Duży, trzystuletni kościół, typowy dla tamtego klimatu, z wielkimi oknami i zewnętrznymi korytarzami, między innymi, znajduje się naprzeciwko placu w formie kwadratu. Wychodząc z plebanii, na prawo, lekko falująco-wznoszący się teren powodował, że po każdej burzy na drodze, która po nim biegła, powstawały dziury oraz zbierał się obfity piasek, przynoszony przez wodę. Później, przyjeżdżając do tego miejsca, zauważyłem, że ten odcinek drogi emanował piekielnym gorącem, a sama droga stawała się tak ciężka, że nawet konie się męczyły i zatrzymywały.
Przechodzień zauważał po jej lewej stronie mur szkoły Carlos López, a po prawej, niezagospodarowany jeszcze grunt z drzewami, krzewami i różnego rodzaju krzakami, które aż się prosiły o opiekę. Wszystko tworzyło sielski klimat, pomimo lokalizacji w centrum miasta. W połowie tej ulicy, pomiędzy drzewami ukrywał się dom rodzinny, w którym mieszkała Lila z mężem. Pan Bóg obdarzył ją trzódką, składającą się z sześciorga dzieci. Pomimo tego miała czas na to, by z ramienia parafii przygotowywać narzeczonych do małżeństwa.
Na wprost jej domu, prawie na skrzyżowaniu ulic znajdowała się brama z drutu ogrodowego wyglądająca na wyjście bezpieczeństwa ze szkoły. Ta brama latami nie była naprawiana, a chodnik do dziś dnia jest w takim samym stanie, jak w roku 1984, chociaż na ulicy został położony asfalt. Po drugiej stronie, na skrzyżowaniu ulic Independencia Nacional i Defensores del Chaco stał mały, stary domek, który ksiądz Marian zakupił z myślą o zorganizowaniu seminarium dla kleryków michalickich.
Cieszyć się służbą Kościołowi i ludziom
Ponad trzydzieści lat później, w roku 2020, świętowaliśmy piętnastolecie beatyfikacji naszego Ojca Założyciela. Ograniczenia związane z pandemią koronawirusa Covid-19, nie pozwoliły zorganizować większych uroczystości i zaprosić wielu gości. Blasia, „bogini kuchni”, nie przybyła, z powodu podeszłego wieku i swego stanu zdrowia. Ale były obecne Lila i Serafina. Serafina, również o duchu służebnym, ponad 20 lat pracowała w kuchni seminaryjnej, gdy „bogini kuchni” odeszła z tej pracy.
Po mszy świętej, podczas obiadu, Lila, dając świadectwo o swej wierze i pracy w parafii, powiedziała:
– Przez wiele lat przygotowywałam narzeczonych do małżeństwa. Wielu skorzystało z moich kursów na temat naturalnej metody badania płodności, dlatego dziękuję Panu Bogu, bo przez to On mnie też pobłogosławił. Wówczas byłam młoda, a dziś cieszę się, że mogłam pozostawić w młodych małżeństwach takie niezmazywalne ślady pod Krzyżem Południa. Wierzę, że Pan Bóg je pobłogosławił”.