Wiara w kierownictwie duchowym

Człowiek znajduje się na skrzyżowaniu dwóch przeciwieństw, które nie są złem i dobrem, ale złem i wiarą. Zaufanie, pewność, mocne przekonanie i wierność to terminy, które przekazują znaczenie wiary. Wiara to zaufanie, że Bóg naprawdę działa w świecie, nawet jeśli tego nie widzimy. Wiara uznaje, że Bóg działa w każdej sytuacji, czy to w naszym życiu, czy w życiu innych. Cnota wiary jest kluczem do tego, co nazywamy kierownictwem duchowym.

W tym miejscu zatrzymać się trzeba dłużej na przykładzie wiary Abrahama, który dla wszystkich pokoleń pozostaje „ojcem wiary”. Søren Kierkegaard napisał: „Nie możemy zrobić nic, aby zapomnieć to, co zrobił Abraham. Nie mamy nic własnego, bo wszystko zostało zapisane w historii Abrahama”. Kim jest ten człowiek? Dlaczego nazywamy go „ojcem wiary” i czy rzeczywiście jest tak, jak powiedział Emmanuel Levinas, że powróciły do nas czasy Abrahama?

Cała historia zaczyna się w Babilonii – kolebce cywilizacji. To właśnie tam, w mieście Ur żyje człowiek, którego nazywają Abramem. Imię to jednak nie przylgnie do niego na stałe, bo sam Bóg nada mu imię Abraham. Z opowiadania biblijnego dowiadujemy się, że Abraham usłyszał nadprzyrodzony głos, który nakazał mu wyruszenie w drogę. Zanim jednak spakuje swoją rodzinę i cały dobytek pójdzie do pokoju swojego ojca, gdzie stoją pogańskie figurki i rozbije je w drobny pył. Jest zatem Abraham człowiekiem, który w pewien sposób zrywa z dotychczasową tradycją religijną. Od tego momentu nie będzie miał nic wspólnego z pogaństwem, wielobóstwem, a co za tym idzie, z demonicznym złem.

Warto zwrócić także uwagę na to, że nazwa miasta, z którego wychodzi nasz bohater nie jest przypadkowa. Ur oznacza bowiem „piec”. Będzie zatem Abraham iskrą, która wyskoczy z tego pieca i zapali świat. Jego spotkanie z Bogiem kończy się obietnicą Wszechmocnego, że będzie ojcem potomstwa licznego jak gwiazdy na niebie a w posiadanie weźmie tajemniczą Ziemię Obiecaną. Abraham miał wtedy 75 lat. Można by powiedzieć, że jest człowiekiem dojrzałym, który swoje przeżył. A jednak to właśnie w „pełni wieku” Bóg nakazuje Abrahamowi wędrówkę wbrew powiedzeniu, że „starych drzew się nie przesadza”. Jest w tym szczególe pewna aluzja, która każe nam myśleć, że do zmiany trzeba dojrzeć. Zwłaszcza do zmiany tak wielkiej. Za młodzieńcem nie stoi bowiem żadne doświadczenie, które mogłoby go uchronić przed niebezpieczeństwami drogi, a nawet myślą o porzuceniu obranego celu. Przypomina mi się tutaj postać kapitana MacWhirra, który po trudzie monotonnego życia i pływania od portu do portu staje przed wyzwaniem wpłynięcia w sam środek cyklonu. Tylko człowiek z wieloletnim doświadczeniem i życiową mądrością mógł się podjąć tej szaleńczej misji.

Abraham idzie drogą do Ziemi Obiecanej, czyli właściwie nie wiadomo dokąd. Gdyby ta ziemia była „ziemią daną” znałby zapewne jej położenie, ale on idzie w nieznane, właściwie idzie w nieskończoność. Cóż to za szalony pomysł? Kto by się zgodził na takie wędrowanie? W tym miejscu po raz pierwszy odzywa się wiara Abrahama, który wykazuje się bezwzględnym posłuszeństwem Bogu, którego jeszcze bardzo słabo zna. Właściwie droga, którą rozpoczął Abraham będzie drogą oczyszczania obrazu Boga. Ona w gruncie rzeczy nie ma celu, a on sam na zawsze pozostanie „człowiekiem w drodze”. Tak zrodzi się nowy rodzaj wiary, która nie będzie już wiarą w Boga, ale wiarą Bogu jak mawiał Martin Buber.

Jeden z żydowskich midraszy opisuje Abrahama wychodzącego z Ur jako człowieka niezwykle wysokiego, który w czasie wędrówki miał stawiać siedmiokilometrowe kroki (sic!). Abraham jest tu przedstawiony jako gigant. Człowiek jakiego świat nie widział. To wielki wędrowiec, który wyprzedza wszystkich dzięki wierze. Jest tym samym nie do zatrzymania, a ślady, które zostawia za sobą pozostaną niezatarte przez wieki.

Wielka wiara Abrahama zostanie jednak przez Boga wystawiona na próbę. To właśnie ona, jak powiada Søren Kierkegaard, uczyni z Abrahama „rycerza wiary”. Mowa tu o ofierze z Izaaka, której zażądał Bóg. Sam fakt, że Bóg mógłby pomyśleć o czymś tak strasznym jest wręcz absurdalny. Tertulian, który zapewne znał historię zapisaną w 22. Rozdziale Księgo Rodzaju powie: „Credo quia absurdum”, to znaczy wierzę, bo to absurd. Tylko tak można przyjąć to, co Bóg nakazał Abrahamowi.

Jest w scenie ofiarowania Izaaka pewna absurdalność, od której nie uciekniemy. Abraham nakłaniany jest do popełniania zbrodni i to przez samego Boga. Ciekaw jestem, jakim sposobem potrafił odróżnić głos Boga od pokusy szatańskiej, bo przecież myśl o zamordowaniu syna bardziej przypomina kuszenie niż natchnienie. Następuje tu jakieś dziwne zawieszenie etyki. Jakby Bóg chciał powiedzieć „to ja ustalam zasady, a nie ty, ani to, co ci podpowiada rozum”. Zresztą znane jest powiedzenie filozoficzno-religijne, że „jeżeli coś wiem to nie mogę powiedzieć, że wierzę”. A tutaj wcale nie chodzi o wiedzę o Bogu, ale o wiarę.

Wiedzieć o Bogu to nic nie znaczy, ale wierzyć Bogu to wielka sprawa. Abraham musiał ukryć swoją wiedzę o Bogu. Musiał dokonać absolutnego oczyszczenia swojego obrazu Boga. Zwiesić na chwilę własną myśl. Wydaje się, że Abraham zrozumiał o co w tej próbie chodzi. Jest gotowy do wiary, która wykracza poza jakiekolwiek kryteria. Wchodzi z synem na górę Moria.

Błysk ostrza nad Izaakiem i prawdziwa chęć wypełnienia polecenia Bożego budzą w nas przerażenie. Nie potrafimy tego zrozumieć i oto właśnie tutaj chodzi. Jeśli nie potrafię zrozumieć, muszę zacząć wierzyć. To jest lekcja z wiary Abrahama.

Leszek Kołakowski zostawił ciekawą sugestię, który dodaje smaku całej historii i pokazuje, że tu naprawdę dokonało się coś strasznego i wielkiego zarazem. Otóż sam Izaak miał po całej próbie nabrać wstrętu do ojca a na sam widok rodzica robiło mu się niedobrze. Abraham z kolei już nigdy nie był taki sam. Czy nie jest to zapowiedź słów Chrystusa: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien”.

Staram się wczuć w sytuację Abrahama i nie wolno mi zapomnieć o jednej kluczowej rzeczy. Søren Kierkegaard napisał w „Bojaźni i drżeniu”, że to co się zwykle pomija w historii Abrahama to trwoga. Abraham musiał strasznie się bać. W moim wyobrażeniu tej sytuacji

Abraham jest śmiertelnie chory na strach. Może właśnie dlatego Bóg, gdy objawia się wierzącym zaczyna od zredukowania panicznego strachu i wita się słowami „Nie bój się”? Zresztą strach przed Bogiem wcale nie musi być taki zły. Czytamy bowiem u Hioba (także wystawionego na próbę wiary): „Mądrością jest bojaźń Boża, a unikanie zła rozumem”. Sam Gustaw w IV części Dziadów powiada: „Wstydź się, wstydź się, mój ojcze! gdzie rozum? gdzie wiara? Krzyż jest mocniejszy, niżli wszyscy ludzie twoi; A kto się Boga boi, ten się nic nie boi”. Czasem trzeba zacząć bać się Boga, żeby przestać bać się wszystkiego innego.

Każdy z nas musi odrobić lekcję z wiary Abrahama. Bez niej nie można zrozumieć i nie można uwierzyć w to, kim jest Bóg i na czym polega wiara prowadząca do usprawiedliwienia. Kto wie, może i przed nami Bóg kiedyś postawi zadanie, które nie wiedzy ani przekonań, ale wielkiej wiary domagać się będzie?

Kierownik i penitent spotykają się ze sobą w przestrzeni wiary. Dzielą się nią nawzajem. Bez niej kierownictwo duchowe nie miałoby sensu. To właśnie dzięki wierze towarzyszenie duchowe staje się także spotkaniem z Bogiem. Nie jest wtedy tylko dialogiem dwóch osób, ale wydarzeniem duchowym i w pewnym sensie zjawiskiem nadprzyrodzonym. Wiara jednak ma wiele znaczeń, dlatego konieczne jest wyjaśnienie, na czym może ona polegać i jakie skutki ze sobą niesie.

Wiara to akt woli i rozumu człowieka, który przyjmuje Boże prawdy i staje się im posłuszny. Człowiek wiary nie tylko wierzy w Boga, ale przede wszystkim wierzy Bogu. Całkowicie Mu ufa, odrzucając własną samowystarczalność. Taka wiara wymaga pokory. W praktyce oznacza ona całkowite poddanie się woli Ojca Niebieskiego. Taką właśnie wiarę miał Jezus Chrystus, który swoją misję na ziemi podporządkował pełnieniu woli Ojca. Oznaczało to poleganie na Nim we wszystkim bez zastrzeżeń, mimo iż nieraz wola Ojca wydawała się trudem i cierpieniem, a ostatecznie także śmiercią krzyżową. Taka wiara pochodzi z głębokiego wewnętrznego przekonania o istnieniu Prawdy przez duże „P”, a nie tylko z intelektualnej akceptacji prawd objawionych.

Wiara jest aktywnym zaufaniem Bogu. Ta ufność często zostaje wystawiona na próbę, podobnie jak wiara Abrahama. Wierzący staje się niejako spadkobiercą obietnicy. W człowieku istnieje pokusa, aby to Boga wystawić na próbę i przetestować Jego „wiarę” w człowieka. Ostatecznie jednak osądzanie Boga w ten sposób mija się z celem. To człowiek jest testowany w swoim zaufaniu. W Biblii to nie ludzie doświadczają Boga, ale Bóg doświadcza ludzi i wręcz żąda od nich wiary, która jest wiernością i zaufaniem.

Wcielenie Jezusa Chrystusa nadało nowy wymiar temu, czym tak naprawdę jest wiara. Jak pisze św. Paweł, to właśnie wiara staje się powodem usprawiedliwienia człowieka. To wiara w to, że Jezus zbawia nas od naszych grzechów. To także wiara w moc Ducha Świętego, który oczyszcza, uświęca, pociesza i jednoczy. Wiara staje się życiem – zobowiązaniem, aby we wszystkim, co robimy wielbić Boga, ufając Jego odkupieniu i realizując Jego misję miłości w świecie.

W Liście do Hebrajczyków autor jednoznacznie wyjaśnia, czym jest wiara, a „jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy” (Hbr 11,1). Ta definicja wiary składa się z dwóch elementów: rozumowej akceptacji i pełnego zaufania. Akceptacja rozumu jest uznaniem czegoś za prawdziwe. Zaufanie natomiast opiera się na fakcie, że coś jest godne wiary.

W Nowym Testamencie greckie słowo πıστıς (pistis) oznacza wiarę lub przekonanie, a także poczucie zaufania. Wiara jest zatem wewnętrznym przekonaniem, że Bóg jest godny zaufania. Takie podejście sprawia, że akt wiary staje się wyborem egzystencjalnym, który zmienia całego człowieka. Jest to wybór niosący za sobą poważne konsekwencję. Święty Jan Apostoł w swojej Ewangelii będzie widział w wierze zgodę na przyjęcie w życiu samego Jezusa Chrystusa i wszystkich konsekwencji z tym związanych. Ostatecznie nie chodzi tylko o akceptację pewnych prawdziwych treści, ale o Osobę, której wierzymy.

Mamy przynajmniej kilka aspektów wiary, które są konieczne do właściwego zrozumienia, na czym polega ten niezwykły akt łączący człowieka z Bogiem.

Po pierwsze wiara to wierność. Każda wiara, wyznawana rzetelnie, według właściwych sobie zasad, jest prawdziwa. Człowiek jest jej wierny, jeśli uczciwie ją praktykuje i jest bratem każdego innego człowieka. Bo przecież te gesty nie wykluczają się wzajemnie Wytrwanie w wierze jest nieraz bardzo trudne. Stałość i wytrzymałość sprawiają, że wiara staje się silna i niezachwiana. Można na niej polegać i oczekiwać, że Bóg ujmie się za człowiekiem wierzącym. Wierność przypomina przymierze, w którym dwie strony zobowiązały się do przestrzegania wspólnego zakresu praw, przywilejów i obowiązków. Łamanie tej wierności sprawia, że obietnica staje pod wielkim znakiem zapytania. W relacji Bóg-człowiek to właśnie element ludzki zawodzi, a Bóg mimo to nadal pozostaje wierny swojemu słowu. Wierność udowadnia się czynami.

Wiara oznacza bezpieczne oparcie. Termin ten odnosi się do postawy polegającej na oczekiwaniu zbawienia. Człowiek wiary we wszystkim polega na Bogu. Pokłada nadzieję w łasce Bożej. O podobnym oparciu pisała Anna Frank w swoim Dzienniku: „Sądzę, że będę Ci mogła wszystko powierzyć, tak jak jeszcze nigdy nikomu, i mam nadzieję, że będziesz dla mnie wielkim oparciem”.

Wiara jest także duchową walką. Przede wszystkim chodzi tu o pokusy przeciwko wierze, które są zagrożeniem dla relacji z Bogiem. „Bojowaniem jest życie człowieka”, powie Hiob. Natomiast św. Antoni Wielki mawiał: „Nikt nie może wejść do Królestwa Niebieskiego niewypróbowany. Zabierz pokusy, a nikt nie będzie zbawiony”. Także wiara oznacza nieustanne stawanie do walki ze złem. Uznanie za prawdę Objawienia Bożego oznacza w praktyce także ujawnianie i dyskredytowanie kłamstwa.

Niektórzy mówią o wierze także jako o schronieniu. Oznacza ona wtedy bezpieczną ucieczkę. Jest to wiara połączona z duchową dojrzałością, w której wierzący może być odważny i bezpieczny przy Bogu. Bóg jest dla wierzącego „ucieczką i siłą, najpewniejszą pomocą w trudnościach” (Ps 46,2). I dalej modli się Psalmista: „Panie, ostojo moja i twierdzo, mój wybawicielu, Boże mój, skało moja, na którą się chronię, tarczo moja, mocy zbawienia mego i moja obrono!” (Ps 18,2).

Wiara jest także oczekiwaniem na spełnienie obietnicy danej przez Boga. Oznacza ona wtedy cierpliwość w oczekiwaniu. Cierpliwość zaś jest kluczem do raju. Nie da się jej zdobyć z dnia na dzień. To jest jak budowanie mięśni. Każdego dnia trzeba nad nią popracować. Drobne gesty wiary zostają docenione i wzmocnione przez Boga. Dzięki nim słaby wysiłek człowieka zostaje utwierdzony i nadana mu zostaje nowa jakość. Człowiek wiary dzięki cierpliwości i cierpieniu wiąże się z Bogiem na stałe.

Warto w tym miejscu wymienić także kilka faktów, dla których wiara jest tak ważna w życiu człowieka.

Wiara działa jak katalizator. Wyzwala w człowieku nieograniczoną moc Boga. Człowiek staje się uczestnikiem wszechmocy Bożej, dlatego Jezus pouczał, że jeśli ktoś ma wiarę jak ziarnko gorczycy, może przenosić góry. Bóg dzieli się z człowiekiem swoją mocą i nagle wierzący staje się świadkiem cudów, o których Jezus mówił, że staną się naszym udziałem, a nawet będziemy dokonywać rzeczy większych niż On.

Wiara oznacza w dużej mierze chrześcijański styl życia. Jest sprawą osobistą, ale nie jest sprawą prywatną. Domaga się publicznego wyznawania wiary i łączności ze wszystkimi ludźmi, którzy wierzą. Sprawiedliwy z wiary żyć będzie – czytamy w Liście do Rzymian. Możemy żyć w obfitości tylko wtedy, gdy uwierzymy. Wszystko, co odciąga nas od naszej wiary prowadzi ostatecznie do śmierci i potępienia. Hans Urs von Balthasar przestrzega: „Piekło nie jest żadną wychowawczą groźbą ani też nie jest czysto teoretyczną możliwością: ono jest rzeczywistością, którą doskonale zna Opuszczony przez Boga, gdyż nikt, nawet w przybliżeniu, nie może doświadczyć tak straszliwego opuszczenia przez Boga jak tylko Syn, odwiecznie istotowo zjednoczony z Ojcem. W ten sposób dwojaki los naszej wieczności leży odtąd wyłącznie w Jego ręku; właśnie dlatego, że On jest naszą łaską, jest On także naszym sądem, jest naszym sędzią, ale już jako nasz Zbawiciel. Będąc chrześcijanami, wiemy, że grzech knuty jawnie przez tych, którzy poznali miłość, ma ogromny ciężar w porównaniu z grzechem popełnionym w stanie niewiedzy”.

Wiarę zdobywa się poprzez słuchanie Słowa Bożego. „Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa (Rz 10,17). Każdy wierzący powinien słuchać Słowa Bożego, które jest nauczane. Boże Słowo działa w nas, bo jest żywe i przenika głęboko do serca człowieka, gdzie dokonuje niezwykłej przemiany: uśmierca grzech i rodzi łaskę. Słuchanie Słowa ma nas skłaniać do działania, abyśmy nie byli tylko słuchaczami, ale wykonawcami tego, co poleca nam Słowo Boże. W kierownictwie duchowym powoływanie się na Słowo Boże to podstawowy czynnik rozwoju wiary. Biblia powinna zawsze znaleźć się w pobliżu kierownika i penitenta.

Pismo Święte potwierdza, że wiara podoba się Bogu. W Liście do Hebrajczyków czytamy: „Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu. Przystępujący bowiem do Boga musi uwierzyć, że Bóg jest i że wynagradza tych, którzy Go szukają” (Hbr 11,6). Kiedy Bóg jest z nas zadowolony, doświadczamy cudownego zjawiska: sami stajemy się szczęśliwi. Ponieważ Bóg nas kocha, najlepsze dla nas jest to, co podoba się Mu najbardziej.

Cnoty wierzącego zbudowane są na fundamencie wiary. Wiara, nadzieja i miłość są trzema filarami chrześcijańskiej moralności. Zyskujemy nadzieję, gdy nasza wiara rośnie w siłę. Nigdy nie będziemy też w stanie kochać ludzi bez wiary w moc miłości. Kiedy o tym zapominamy, łamiemy serca ludziom, bo zniknęła nasza wiara w Najwyższe Dobro.

Doświadczenie świętych uczy, że wiara jest zawsze skuteczna. Jest potężną siłą, której nie można ignorować. Wiara działa w sytuacjach po ludzku beznadziejnych, trudnych i skomplikowanych. Jednakże żywa wiara potrafi pokonywać wszelkie trudności. Pamiętać jednak należy, że aby wiara była żywa musi być poparta uczynkami, zgodnie z nauczaniem św. Jakuba: „Wiara bez uczynków jest martwa” (Jk 2,14).

W kierownictwie duchowym powinno dokonywać się pogłębienie wiary i ukierunkowanie jej na zaufanie Bogu, przy jednoczesnym wyraźnym zaakcentowaniu uczynków wypływających z wiary. Tylko tak rozmawianie o wierze przyczyni się do tego, o czym pisał teolog Hans Urs von Balthasar: „Wiara, miłość i nadzieja kroczą nocą: wierzą w to, co niewiarygodne; kochają to, co zabierają i porzucają; mają nadzieję wbrew wszelkiej nadziei”.

 

 

***

 

 

Penitent: Bardzo chciałbym uwierzyć.

Kierownik: To już bardzo dużo.

Inne artykuły autora

Anioły i demony

Wschód przeciwko Zachodowi