Jezus uzdrawia
07-02-2021
5 Niedziela Zwykła. Jezus uzdrawia teściową Piotra, wchodzi w zwyczajne życie człowieka
Z synagogi Jezus udaje się do domu Piotra, bo miejscem działania Boga jest każde środowisko, miejsce święte i powszednie. Wszędzie Bóg działa z miłością, wychodzi do człowieka, pochyla się nad nim.
Jezus uzdrawia teściową Piotra prostym gestem, chwytając ją za rękę. Podnosi ją z niemocy, jakby chciał powiedzieć: jest w tobie dość sił, abyś mogła chodzić. Jezus uwalnia siły drzemiące w człowieku. Często nie dostrzegamy ani naszych możliwości, ani tych ukrytych w świecie. Gdybyśmy się ich uchwycili, w pełni je wykorzystali, wtedy rzeczywistość ukazałaby się nam w bardziej pozytywnym świetle. Moglibyśmy dużo więcej zrobić i żyć spokojniej, w zgodzie z naszą naturą. Zdrowie nie trwa wiecznie, życie się kończy. Jezus nie chce pozostawiać żadnych złudzeń. Uzdrawia, ale jest to tylko zapowiedź przyszłego zbawienia, pełnego i definitywnego. Przekracza horyzont ziemski, ponieważ spoza niego przyszedł. Uzdrowiona teściowa podejmuje obowiązki gospodyni, służy gościowi. Życie jest po to, aby poświęcić je miłości. Inaczej nie ma ono wartości i sensu. Na co się przyda ogromna wiara, jeśli nie rodzi dobrych czynów miłości? (por. Jk 2,14). Wiara musi działać przez miłość (por. Ga 5,6). Jezus każe milczeć złym duchom, bo one składają Mu świadectwo bez miłości.
Świat ludzkiej nędzy, dramat ludzkich cierpień, koszmar umierania. Jezus wychodzi im naprzeciw. Rzuca wyzwanie tej okrutnej rzeczywistości. Nie rozwiązuje swoimi uzdrowieniami problemu choroby i cierpienia, nie uwalnia od nich człowieka w wymiarach doczesności. Pokazuje moc wobec tych ciemnych potęg ciążących nad człowiekiem poprzez przykłady uzdrowienia i wskrzeszenia, a definitywne zwycięstwo nad nimi – w zmartwychwstaniu. Jezus sam przeszedł przez cierpienie i śmierć, dlatego każdy może Mu zaufać i patrzeć odważnie w oczy tych potęg, których władza nad człowiekiem nie jest odtąd absolutna. Nie mogą go zniszczyć całkowicie. W Nim człowiek ma nadzieję nie tylko żyć dalej w dziełach podziwianych przez potomnych, ale kontynuować swą egzystencję w przemienionej osobie. Jak głębokie jest w człowieku to pragnienie, aby nie umrzeć całkiem! Nie jest iluzją ani głupotą iść za tym pragnieniem, przyjąć nadzieję ofiarowaną przez Chrystusa. Jest to najgłębsza potrzeba człowieka. Chrystus przezwyciężył śmierć, „a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię” (2 Tm 1,10). Cóż to za wspaniałe światło! Nie wolno bać się w nie uwierzyć, gdyż jest prawdziwe.
Nad ranem Jezus udaje się na miejsce pustynne, aby się modlić. Jezus pokazuje w ten sposób, gdzie człowiek ma szukać życia, skąd czerpać moc, nadzieję i miłość. W głoszeniu Ewangelii Jezus jest całkowicie wolny. Jest z ludźmi, mówi do nich z miłością, ale nie daje się im zatrzymać, nie zostaje z nimi na zawsze. Jest w drodze i chce, aby i oni byli w drodze. Przyszedł po to, aby prowadzić ludzi do domu Ojca, bo miejsca trwałego tutaj nie ma. Światło i energię do głoszenia Ewangelii czerpie Jezus z modlitwy. Ewangelia jest z góry i tam trzeba jej szukać. Ona odpowiada naszej rzeczywistości, naszym najgłębszym aspiracjom. Nasze życie może przytłumić nadzieję, którą ona niesie, wypaczyć prawdę, którą zawiera, zatrzymać jej pochód. Dlatego Jezus uchyla się przed ludźmi. Idzie do Źródła, aby w Nim się odświeżyć i kontynuować dalej swą misję. Chce objąć Ewangelią wszystkich, a nie tylko niektórych.